Rajd Węgier stanowił 2. rundę sezonu Rajdowych Mistrzostw Europy. Oznacza to, że po asfaltowym Rajdzie Sierra Morena zawodnicy przenieśli się na szuter w okolicach Balatonu. Tymek Abramowski wystartował tym razem wspólnie z Grzegorzem Dachowskim. 18-latek z Olsztyna rajdowo wychowywał się w Litwie, Łotwie i Estonii, przez co luźna nawierzchnia jest dla niego o wiele bardziej naturalnym środowiskiem, niż asfaltowa. Abramowski potwierdził kapitalne tempo w sobotę o poranku, wygrywając wszystkie trzy odcinki specjalne. Polska załoga objęła prowadzenie w całej kategorii aut Rally3 z solidną przewagą, dystansując większość rywali o więcej niż psychologiczna bariera 1 sekundy na kilometr.
Na zakończenie sobotniego etapu tabela z wynikami wyglądała już jednak zgoła odmiennie. Dała o sobie znać charakterystyka Rajdu Węgier. Na trasie szybko tworzyły się głębokie koleiny, a kolejne załogi odkopywały w nich ogromne głazy. Szybki, rajdowy przejazd takim odcinkiem specjalnym to w gruncie rzeczy loteria. Wyniki końcowe często nie zależą tutaj od umiejętności, a od przypadku i skali ewentualnych zniszczeń u kolejnych załóg.
Dla Tymka Abramowskiego i Grzegorza Dachowskiego pechowym okazał się OS5 Hegyesd 2. Tam spotkanie z jednym z tysięcy kamieni doprowadziło do przebicia opony, przerwania przewodu hamulcowego i uszkodzenia chłodnicy. Drugi dzień rajdu był odzwierciedleniem loteryjnej specyfiki rajdu. Abramowski i Dachowski potrafili wygrywać, czy meldować się w ścisłej czołówce kategorii, pokazując niesamowity potencjał i świetne tempo, natomiast pierwszoplanową rolę wciąż odgrywała nieprzewidywalność rajdu. Kolejne załogi przebijały opony i uszkadzały swoje samochody na zniszczonej trasie pełnej ogromnych kamieni. Potwierdzeniem dobrego tempa Tymka i Grzegorza może być drugi odcinek rajdu, który pewnie wygrali w swojej kategorii, ale zajęli też bardzo wysokie 14. miejsce w klasyfikacji generalnej, plasując się pośród 38 aut królewskiej kategorii Rally2! Natomiast o samym charakterze rajdu niech świadczy fakt, że spośród 91 załóg, które wystartowały do rywalizacji, zaledwie 54 dotarły do mety. 8 z nich kończyło rajd w systemie SuperRally, co oznacza, że nie było ich na mecie sobotniego etapu. Jeśli dodać do tego statystykę przebitych opon, wycieczek poza drogę i mniejszych uszkodzeń aut – szybko mogłoby okazać się, że nie ma załogi, która przejechała Rajd Węgier bez problemów.
Tymoteusz Abramowski: "Rajd Węgier bardzo mocno różnił się charakterystyką od tego, z czym miałem do czynienia chociażby w Litwie, gdzie sportowo się wychowywałem. To trochę tak, jakbyśmy mieli do czynienia z inną dyscypliną, gdzie nie chodzi o prędkość, lecz o przetrwanie i taktykę. Natomiast jest to bardzo cenna lekcja na przyszłość. Zebrałem na Węgrzech mnóstwo doświadczenia. Po sobotnim wycofaniu, niedzielny etap potraktowaliśmy już wyłącznie jako testy. Sprawdzaliśmy różne ustawienia i zebraliśmy sporo danych. Cieszę się z faktu, że kolejne dwa przystanki ERC to Królewski Rajd Skandynawii w Szwecji i nasz domowy Rajd Polski. Tam odcinki specjalne będą już zdecydowanie bliższe temu, do czego jestem przyzwyczajony i na czym się wychowałem. To trasy, na których liczy się już wyłącznie czyste tempo sportowe i już nie mogę się tego doczekać."źródło: inf. pras. Tymoteusza Abramowskiego
Zapraszamy do polubienia fanpage MotoReporter na Facebooku, aby być na bieżąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz