Listwa - pasek

poniedziałek, 12 maja 2025

Rajd Węgier 2025: Tymek Abramowski błysnął formą podczas loteryjnego i nieprzewidywalnego Rajdu Węgier

Tymoteusz Abramowski ma za sobą swój drugi weekend w cyklu Rajdowych Mistrzostw Europy FIA ERC. Chociaż 18-latek prezentował na odcinkach specjalnych świetne tempo, ostatecznie nie mógł cieszyć się z dobrego wyniku na mecie. Wszystko za sprawą loteryjnej, nieprzewidywalnej charakterystyki Rajdu Węgier.

Rajd Węgier stanowił 2. rundę sezonu Rajdowych Mistrzostw Europy. Oznacza to, że po asfaltowym Rajdzie Sierra Morena zawodnicy przenieśli się na szuter w okolicach Balatonu. Tymek Abramowski wystartował tym razem wspólnie z Grzegorzem Dachowskim. 18-latek z Olsztyna rajdowo wychowywał się w Litwie, Łotwie i Estonii, przez co luźna nawierzchnia jest dla niego o wiele bardziej naturalnym środowiskiem, niż asfaltowa. Abramowski potwierdził kapitalne tempo w sobotę o poranku, wygrywając wszystkie trzy odcinki specjalne. Polska załoga objęła prowadzenie w całej kategorii aut Rally3 z solidną przewagą, dystansując większość rywali o więcej niż psychologiczna bariera 1 sekundy na kilometr.

Na zakończenie sobotniego etapu tabela z wynikami wyglądała już jednak zgoła odmiennie. Dała o sobie znać charakterystyka Rajdu Węgier. Na trasie szybko tworzyły się głębokie koleiny, a kolejne załogi odkopywały w nich ogromne głazy. Szybki, rajdowy przejazd takim odcinkiem specjalnym to w gruncie rzeczy loteria. Wyniki końcowe często nie zależą tutaj od umiejętności, a od przypadku i skali ewentualnych zniszczeń u kolejnych załóg.

Dla Tymka Abramowskiego i Grzegorza Dachowskiego pechowym okazał się OS5 Hegyesd 2. Tam spotkanie z jednym z tysięcy kamieni doprowadziło do przebicia opony, przerwania przewodu hamulcowego i uszkodzenia chłodnicy. Drugi dzień rajdu był odzwierciedleniem loteryjnej specyfiki rajdu. Abramowski i Dachowski potrafili wygrywać, czy meldować się w ścisłej czołówce kategorii, pokazując niesamowity potencjał i świetne tempo, natomiast pierwszoplanową rolę wciąż odgrywała nieprzewidywalność rajdu. Kolejne załogi przebijały opony i uszkadzały swoje samochody na zniszczonej trasie pełnej ogromnych kamieni. Potwierdzeniem dobrego tempa Tymka i Grzegorza może być drugi odcinek rajdu, który pewnie wygrali w swojej kategorii, ale zajęli też bardzo wysokie 14. miejsce w klasyfikacji generalnej, plasując się pośród 38 aut królewskiej kategorii Rally2! Natomiast o samym charakterze rajdu niech świadczy fakt, że spośród 91 załóg, które wystartowały do rywalizacji, zaledwie 54 dotarły do mety. 8 z nich kończyło rajd w systemie SuperRally, co oznacza, że nie było ich na mecie sobotniego etapu. Jeśli dodać do tego statystykę przebitych opon, wycieczek poza drogę i mniejszych uszkodzeń aut – szybko mogłoby okazać się, że nie ma załogi, która przejechała Rajd Węgier bez problemów.

Tymoteusz Abramowski: "Rajd Węgier bardzo mocno różnił się charakterystyką od tego, z czym miałem do czynienia chociażby w Litwie, gdzie sportowo się wychowywałem. To trochę tak, jakbyśmy mieli do czynienia z inną dyscypliną, gdzie nie chodzi o prędkość, lecz o przetrwanie i taktykę. Natomiast jest to bardzo cenna lekcja na przyszłość. Zebrałem na Węgrzech mnóstwo doświadczenia. Po sobotnim wycofaniu, niedzielny etap potraktowaliśmy już wyłącznie jako testy. Sprawdzaliśmy różne ustawienia i zebraliśmy sporo danych. Cieszę się z faktu, że kolejne dwa przystanki ERC to Królewski Rajd Skandynawii w Szwecji i nasz domowy Rajd Polski. Tam odcinki specjalne będą już zdecydowanie bliższe temu, do czego jestem przyzwyczajony i na czym się wychowałem. To trasy, na których liczy się już wyłącznie czyste tempo sportowe i już nie mogę się tego doczekać."

 źródło: inf. pras. Tymoteusza Abramowskiego

Zapraszamy do polubienia fanpage MotoReporter na Facebooku, aby być na bieżąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz